Dlaczego cała rodzina to dobry pomysł na spotkanie z psychoterapeutą? Otóż właśnie o to RAZEM chodzi. Zacznijmy od początku, od wspólnoty, jaką jest rodzina. Każdy z nas przyszedł na świat w jakiejś rodzinie. Każdym z nas ktoś się opiekował. Każdy z nas został przez kogoś wychowany. Ten ktoś nie był dla nas bez znaczenia. To najważniejsze osoby w naszym życiu – figury przywiązania, pierwsze autorytety. Tu powstają więzi silne na całe życie, tu uczymy się stawiać pierwsze kroki w relacjach, rozwijamy poczucie własnej wartości. To w rodzinie mozolna codzienność kształtuje człowieka. Jakie są Państwa rodzinne doświadczenia? Warto się nad tym zastanowić.
Często, nawet mając dobre zamiary, gubimy tę rodzinną wspólnotowość: z powodu pośpiechu; czasu spędzonego oddzielnie: w przedszkolu, szkole, pracy; z braku czasu na wspólny posiłek; przez wizytę u lekarza, w kinie czy galerii handlowej… Ciągle robimy coś ważnego, podczas gdy to najważniejsze nam ucieka.
Gubimy BYCIE RAZEM. Zauważenie tego, co jest ważne w naszej małej wspólnocie – dla mojego męża, żony, dziecka – sprawia, że funkcjonujemy lepiej.
Wiele konfliktów w rodzinach narasta z powodu pędu, pośpiechu, codziennej gonitwy. Weźmy na tapet, przykład zwykłej rodziny z dwójką dzieci:
Matka, ojciec i dwóch synów w wieku wczesnoszkolnym. Jest czwartek, poranek, wcześnie. Mama wstaje pierwsza – robi dla wszystkich śniadanie i szykuje kochanym synkom kanapki do szkoły. No dobra, mężowi też. Chłopcy powoli wstają – młodszy próbuje sam wyjąć swoje ubrania z szafy, a starszy jeszcze śpi – czeka aż jego budzik zadzwoni, stara się być odpowiedzialny i samodzielny. Och, proszę mi wybaczyć, zapomniałam o psie. W rodzinie jest też czworonóg. Tata wyszedł z psem na spacer – to godne pochwały, tym bardziej, że na zewnątrz jest mokro i zimno.
Stop.
Jakie to jest? Widzą Państwo tutaj jakieś złe intencje? Ktoś się nie stara? Każdy robi coś, żeby przybliżyć się do celu – wyjścia z domu do swoich zadań. Co może pójść nie tak?
Mama chce już podać śniadanie, wszystko czeka na stole, jajecznica stygnie. Woła chłopaków, tata wrócił z psem – pamięta ostatnią awanturę o brudne łapki, więc tym razem ma zamiar starannie wytrzeć je pupilowi. Młodszy syn jednak nie umiał odnaleźć swojej ulubionej koszulki i jest ubrany do połowy, a w jego szafie panuje… chaos. Starszy z braci na szczęście wstał, jednak zajął łazienkę, niby nie na długo… ale w nieodpowiednim momencie – przecież psu trzeba tam wytrzeć łapy. Mama woła na śniadanie, nikt nie przychodzi, nikt nie odpowiada, zaczyna się trochę niepokoić, bo stygnie, bo nie zdążą, bo też chciała zrobić makijaż – w łazience, która jest zajęta. Tata trzyma psa, żeby nie robił śladów. Mama zaczyna trochę bardziej „motywować” rodzinę – ale zobaczyła swoją młodszą pociechę zapatrzoną w szafę z ubraniami i bałagan i… krzyknęła. Młody w płacz, pies zaczął szczekać i się wyrwał, narobił śladów, ale tata już uwolniony – siada do śniadania. Starszy syn wyszedł z łazienki – gotowy i głodny, więc siada przy stole. Mama zirytowana – czują Państwo tę złość? – Krzyczy i coś tam mówi o braku pomocy i o tym, jak jej ciężko i że wszystko musi sama, że nikt nie docenia jej starań. Na siłę wciska na synka jakąkolwiek koszulkę i zamyka się w łazience. Najmłodszy w rodzinie siada ciężko przy stole i obrywa mu się od taty, który jest przekonany o jego winie. Za to krzyczy, że on nie będzie jadł i że zje z dziećmi w klasie, że wszystko jest niedobre i on takiego nie lubi. Starszy brat, chcąc go rozweselić, rzuca jakiś niezgrabny żart, który akurat nie zostaje dobrze przyjęty, młody się odgraża, tata próbuje ich uspokoić. Wychodzi mama, która dokłada swoje uwagi i…
No i domyślamy się, w jakim nastroju wszyscy wychodzą do szkoły i pracy.
Taka lawina toczy się dalej.
Chciałabym Państwu pokazać wartość prawdziwego bycia razem: żeby patrzeć – widzieć, i słuchać, i rozmawiać. O sobie, o swoich odczuciach, o tym, czego potrzebujemy. Żeby ostatecznym miejscem do tego nie musiał być gabinet psychoterapeuty. Żeby to była codzienność.
Oczywiście powyższy przykład nie jest – sam w sobie – powodem do wizyty u psychoterapeuty, ale gdyby rozbudować go jeszcze bardziej, albo przewidzieć jak wyglądał dzień tych chłopców w szkole, dzień rodziców w pracy, jakie zmienne się tu jeszcze pojawią i co wywołają. Jak będzie wyglądało ich popołudnie albo wieczór? Czy zjedzą razem obiad? Czy dzieci opowiedzą rodzicom o swoim dniu w szkole? Nie, czy dostały jakąś ocenę, ale co tak naprawdę było dla nich ważne? Czy małżonkowie znajdą dla siebie chwilę wieczorem – ale nie na Netflixa, tylko na wspólną herbatę. Czy w ogóle ktoś w tej rodzinie się dotknie, przytuli, pocałuje, będzie życzył dobrej nocy?
Początek tej historii zapowiada się dobrze, każdy członek rodziny robi coś dla wspólnoty. Każdy to co umie i to co jest w stanie zrobić. W tej przedstawionej, wymyślonej rodzinie opisałam tylko mały fragment codzienności, być może zalążek jakichś trudności, a może stałe działania, które podtrzymują pewne zachowania, objawy, konflikty. A co kiedy mamy już duży problem?
Chciałabym, żeby Państwo wiedzieli, że w gabinetach psychoterapeutycznych jest miejsce dla całej rodziny, bo każdy w tej historii – mama, tata, obaj synowie – jest jej istotną cząstką. Możemy pracować razem. Nie da się zrozumieć żony – bez odniesienia do męża, synów, czy jej rodziny pochodzenia; tak jak nie da się zrozumieć starszego syna bez odniesienia do brata i rodziców. Każdy z członków rodziny może powiedzieć o tym co dla niego ważne, co widzi jako problem, trudność, konflikt.
Pragnę Państwa zachęcić do spotkań ze sobą, do dbania o rodzinną wspólnotę – zanim w gabinecie – to w swoim domu, a kiedy pojawią się większe trudności – proszę pamiętać o nas, psychologach i psychoterapeutach.
Autor: Wiktoria Borychowska, psycholog, psychoterapeutka w trakcie szkolenia systemowego, udziela pomocy w Gabinetach Psychologicznych SOMATIC